Rozgrzewka i start

10 Views Comment Off

Rozgrzewka i start

Po chwili rozpoczęła się rozgrzewka. Na scenę wyszły 3 osoby z Gymnasion. Z mikrofonem pojawiła się biuściasta dziewczyna powiedziała, że nas rozgrzeje 🙂

Biegnij Warszawo dziewczyny z Gymnasion źródło: biegnijwarszawo.pl

Słowa dotrzymała. Było dość ciasno i ciężko było wykonać część ćwiczeń, ale sobie poradziliśmy. W trakcie rozgrzewki pojawił się lekki ból w lewej nodze. Na szczęście szybko ustąpił.

Biegnij Warszawo rozgrzewka źródło: biegnijwarszawo.pl

Po skończeniu ustawiłem się w kolejce do toi-toi i przeszedłem na start. Zgodnie z sugestią organizatorów ustawiłem się w drugiej strefie. Porządku nie było, bo część osób z pierwszej strefy stała obok mnie. Poznałem Wojtka.Okazało się, że mamy podobne doświadczenia i cele na bieg. Czas mijał a nic się nie działo. Rozgrzewkę trzeba więc zrobić jeszcze raz. Wypity Oshee (0,75) zaczął jeszcze raz dawał znac o sobie. Nie było już czasu na powtórną wizytę w przybutku. Lliczyłem, że pobiegnę i nie będę musiał oczekiwać na okazję pójścia „w las”. Nagłośnienie w miejscu gdzie stałem było fatalne – nie było słychać prezenterów i tego co się dzieje. Rozpoczęło się odliczanie do startu i… nic. Nawet wystrzału nie słyszeliśmy. Kilka minut oczekiwania. Śmieliśmy się, że dają fory VIPom co by ich nikt nie wyprzedził 🙂 Wreszcie się ruszyło, ale to był ledwie marsz. Im bliżej do startu tym bardziej się robiło luźno.

Rozgrzewka – źródło: biegnijwarszawo.pl

Start

Wreszcie przekroczyłem linię i zacząłem bieg. Z początku kiedy tłum ruszył starałem się opanować co by nie podkręcić za bardzo tempa na pierwszych kilometrach. Udało się połowicznie – mimo szczerych chęci nogi same mnie niosły. Do tego konieczność slalomowania między wolniejszymi od siebie. Miało to plusy i minusy, bieg zygzakiem, po krawężnikach nierównościach to ryzyko kontuzji, ale każdy wyprzedzony biegacz to dodatkowa motywacja do podkręcenia tempa. Noga wcale mnie nie bolała! Boże jak za tym tęskniłem. Po drodze spogladałem w poszukiwaniu znaku 1km – nie znalazłem go. System Nike+ oznajmił mi, ze biegnę 5:45/km. Nieźle! Gdybym utrzymał to tempo to miałbym życióweczkę. Pod koniec trasy na Czerniakowskiej wszyscy biegacze spoglądali do góry i pozdrawiali. Ciężko było znaleźć mi kogo. Okazuje się, że na ostatnim piętrze w otwartym oknie 2 staruszki pozdrawiały biegaczy. Wzdruszające. Skręt w Gagarina i zrobiło się dużo bardziej wąsko. Zbiegłem na lewo i chwilę pobiegłem po miękkim pasie zieleni. Po chwili moim oczom ukazał się niewielki znacznik 2km! Uff myślałem, że Nike+ mnie mocno oszukuje! 1,89 km oznajmił system. To mam Cię koleżko! Jest szansa na życiówkę, trzeba trzymać tempo. Pod koniec Gagarina usłyszałem głośny doping. Nareszcie! Go, Go Go! – Można było się spodziewać, że to obcokrajowcy – nasi tak nie kibicują biegaczom.

Morze koszulek

Po chwili podbieg pod Belwederską i morze niebieskich koszulek szybujących do góry. Co za widok – zacząłem się wydzierać, ale nikt nie podzielał mojego entuzjazmu. Pewnie przestraszyli się podbiegu. Muszę przyznać, że robił wrażenie. Inni łapali zadyszkę i zaczynali iść, a ja wręcz przeciwnie. Sunąłem trochę wolniej, ale z duża enegią do góry. Starałem się podnosić na duchu najbliżej mnie idących. Rzadko kiedy się udawało, ale co mi tam 🙂 Po podbiegu kolejny – tym razem młody biegacz przeżywał swój kryzys. – Dajesz to dopiero 3km! Nie pora na odpoczynek. Jak to usłyszał zerwał się sprintem wyprzedzając mnie o jakieś 300m po czym znowu przeszedł do chodu i tak kilka razy. Za łazienkami wybiegliśmy nad trasę Łazienkowską. Solidnie zawiało. Na szczęście bluzka z długim rękawem skutecznie chroniła mnie przed wyziębieniem. Za chwilę skręt w Piękną i znowu coraz ciaśniej. Tłum się rozrzedzi i to pozwalało kontyuować bieg moim tempem. Po chwili spotkałem parę, obok której stałem pod sceną w trakcie rozgrzewki. Zapytali co tak wolno? Szybko, bo wystartowałem dużo później 🙂

Podbieg Belwederska źródło mmwarszawa.pl

Kryzys

Po przebiegnięciu przez bramkę zwiastującą połowę dystansu(5km) zacząłem odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. W głowie świtała jedna myśl utrzymać dobre tempo. Będzie rekord.

Biegnij Warszawo – półmetek źródło: fotomaraton.pl

Tuz potem miałem dość niebezpieczną przygodę. Wyprzedzając grupę wolniejszych biegaczy wbiegłem na chodnik. Tam zwisała rozciągnięta taśma oznaczająca przebieg trasy nie przeskoczyłem nad nią gdy była nisko, lecz próbowałem przebiec pod. Gdy wydawało się, że mam tą przeszkodę za sobą poczułem pociągnięcie za uszy. Słuchawki wkręciły się w taśmę. Zajęło mi jakieś 10 sekund zanim wyplątałem się. Śluchawki okazały się nadzwyczaj wytrzymałe i mogłem w rytm muzyki pokonywac kolejne kilometry. Przy Rotundzie szczególnie od strony Al. Jerozolimskich mogliśmy zaobserwować duży korek. Ujęła mnie jedna pani z pierwszego rzędu która stanęła przed samochodem i pozdrawiała z uśmiechem biegaczy.

Narzucone sobie tempo biegu z każdą chwilą stawało się bardziej nieznośne. Potrzebowałem gonić kogoś. Moją uwagę zwróciła niewysoka blondynka o sylwetce odbiegającej od stereotypu biegaczki, która do tej pory biegła moim tempem teraz zaczęła przyspieszać. Zabrałem się więc w pogoń. Dystans między ulicą Świętokrzyską, a Rondem de Gaula udało się utrzymać za nią. Dalej na placu trzech Krzyży mimo próby podkręcenia tempa uciekła mi.

Pragnienie i ból

Trasa lekko opadała, pozwalając na utrzymanie szaleńczego tempa. Około 8 km poczułem, że zwalniam. (Jak się później okazało było to mylne wrażenie). Głowa chciała biec, a mięśnie już nie. Zacząłem odczuwać coraz większe pragnienie. Biegnące obok mnie osoby miały ze soba napoje. Korciło mnie co by poprosić o łyk picia, ale przecież oni taszczyli to przez cały dystans. A ja bym przyszedł na gotowe. Tak się nie robi. Trzeba myśleć o celu, nie zaprzątać głowę innymi sprawami. Do 9km udało się dobiec bez żadnego bólu – to ostatnio u mnie nowość. O dziwo zabolała mnie prawa noga w kostce. Zaczynał się stromy bieg a ja zwalniałem. Ok. Opanuj się spróbuj się rozluźnić i wydłużyć krok. Po kilkunastu metrach ból ustąpił a na horyzoncie pojawiła się meta.

Finisz

Starałem się przyspieszyć – ile sił w nogach, ale nie potrafiłem. Silniki w mocnych sportowych autach mają fabrycznie ograniczoną prędkośc do 250km/h. Potem następuje odcięcie mocy. Ja czułem jakbym pędził 249km/h i zaraz zbliżę się do granicy odcięcia. Próbowałem wykrzesać resztki sił i wyprzedzić jeszcze biegnących przede mną. (widać to doskonale na zdjęciu)

Finisz biegnij Warszawo

Oni też finiszowali, więc wyprzedziłem jedynie kilku. Jeszcze ostatnie metry i podniosłem ręce do góry w geście zwycięstwa. To było moja nagroda za treningi.

Biegnij Warszawo – finisz

Zakończenie

Tuż za metą musiałem praktycznie się zatrzymać. Powstał ogromny korek powoli poruszający się w kierunku wyjścia. Próbowałem zdjąć z koszulki Chip-a o czym cały czas przypominali organizatorzy. Tak jakby to była najważniejsza czynność w trakcie całej imprezy. Nie potrafiłem tego zrobić, podobnie jak zaczepieni koledzy. Jeden z nich dał mi wskazówki jak to zrobić i udało się. Z jednej strony. Druga uparcie sie trzymała. Będą musieli sami zdjąć. Na śmierć zapomniałem o wyłączeniu nike+. Wynik – życiówka 51:28 🙂 Świetnie – ciekawe czy udało mi się złamać granicę 50:00 – jeśli nie to niewiele brakowało.

biegaj_warszawo_nike+

Stanąłem w kolejce po medal, wodę i wafelka Knoppers. W ekspresowym tempie wypiłem wodę. Wafelek smakował również cudownie. (Śmiałem się, że ja nie biegnę dla medalu – tylko dla wafelka). W oczekiwaniu na wyjście spotkałem kolegę używającego identycznych słuchawek. Tak jak ja używał ich od niedawna (2 miesiące) i był zadowolony z zakupu. Obydwaj nie zdecydowaliśmy się na ich wymycie pod wodą mimo, że producent deklaruje ich wodoodporność. Wychodząc spotkałem kolegę z pracy Huberta. Okazało się, że on również biega. Miał cel inny od mojego – złamanie 50:00, jednak mu się nie udało z powodu choroby.

Po biegu wróciłem na Torwar, zabrałem worek i znalazłem kawałek miejsca aby wykonać rozciąganie. Cudownie leży się z nogami w górze 🙂 Wkroczyłem do szatni i o mało się nie udusiłem. Panował tu specyficzny aromat, ale wolałem sie przebrać niż fundować współpasażerom w autobusie takie atrakcje. Na dnie worka czekał Power Rade, którego po drodze wypiłem do ostatniej kropli. Autobus stojący na przystanku okazał się być prawie pusty – z łatwością znalazłem miejsce przy oknie i pograżyłem się w drzemce. Tak minęła mi droga do domu. Pogoda się coraz bardziej psuła, zaczynał padać lekki deszczyk i wzmagał się wiatr. Cieszyłem się, że w takiej aurze nie przyszło startować. Po spożyciu odbiadu i kąpieli zdrzemnąłem się w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Podsumowanie:

Sportowo – cudowny bieg bez bólu ze świetnym rezultatem. Nareszcie poczułem siłę w nogach. Trochę czasu zajęło mi przeciskanie się pomiędzy wolniejszymi biegaczami, ale też dodawało ochoty do biegu. Jestem dumny ze swojego rezultatu. Sukces 😀

Organizacyjnie – wiele spraw wymagało dopracowania, ale imprezę oceniam bardzo pozytywnie. Zachęcam wszystkich do uczestnictwa w podobnych wydarzeniach – to wielkie święto biegania. Jeśli miałbym zgłosić zastrzeżenia to najbardziej przeszkadzało mi:

słabe, niewidoczne oznaczenie dystansu
brak możliwości sprawdzenia wyniku po biegu

About the author

Archiwa