Powrót – X tydzień przygotowań

5 Views Comment Off

Powrót – X tydzień przygotowań

Spadł mi kamień z serca – dosłownie i przenośni. Moje kłopoty z tętnem były wywołane przez błędnie działający pasek Forerunnera. Cały czas w głowie miałem cel – maraton w Warszawie. Przy dobrym treningu wierzę, że mogę nadrobić duże zaległości.

Jak to mawiają – co Ciebie nie zabije to Cię wzmocni.

Get the Flash Player
You need at least Flash 8 to see this event.

Wtorek

Przystępowałem do kolejnego po przerwie treningu z dużą obawą. Czy tydzień odpoczynku wystarczy? Czy nie będę miał takich objawów jak tydzień temu? Na te pytania mogłem odpowiedzieć sobie w jeden sposób – ruszając w trasę. Zaczęło się fatalnie – pierwsze sekundy biegu i tętno poszybowało do prawie 190! Przyłożyłem palce do tętnicy szyjnej i ze zdziwieniem stwierdziłem, że moje serce wcale nie bije tak szybko. Podciągnąłem i poprawiłem pasek pulsomierza i nagle tętno spadło do 140!

Czyli mam odpowiedź na moje pytanie – bardziej zawiódł mnie sprzęt niż organizm. Myślę, że może być to spowodowane niezbyt częstym myciem paska. Jest to zalecane po każdym treningu, a raz w tygodniu „pranie” w wodzie z mydłem. Jak widać brak stosowania się do instrukcji może skutkować dużą niedokładnością pomiaru.

W trakcie treningu jeszcze kilkukrotnie skakało tętno. Za każdym razem poruszenie paska sprowadzało wartość do bardziej prawdopodobnej. Biegło mi się naprawdę dobrze i ukończyłem mój powrotny bieg w średnim tempie 6:02/km i tętnie 153.

Środa

W nocy padał dość intensywny deszcz. Ranek przyniósł piękną pogodę. Parująca w lesie woda tworzyła piękną mgiełkę, przez którą malowniczo przedzierały się promienie słońca. Tym razem spróbowałem pobiec na tętno do 160. W pierwszych minutach biegłem z tempem 5:45. Potem lekko zwalniałem, ale tempo nadal trzymało się w granicach 6:00/km. Czułem się dobrze, choć tętno kilkukrotnie podskoczyło powyżej zakładanego poziomu.

Czwartek

We czwartek zdecydowałem się na wydłużenie dystansu do 8km. Biegałem w tętnie do 160. Tempo było wyraźnie opadające wszystko za cenę zmieszczenia się w wyznaczonym zakresie. W momencie gdy tętno zbliżało się niebezpiecznie do granicy wykonywałem serię głębszych oddechów. Lekko pomagało w jego zbiciu. Średnie tempo było niewielkie 6:22/km. Wydaje się, że jestem zmęczony tym mocnym wejściem w rytm treningowy. Dobrze, że jutro odpoczynek…

Sobota

Mając w pamięci moje zmęczenie z czwartku postanowiłem sobotę zrobić bardzo lekką, rozruchową. Dodatkowo wizja długiego treningu (25km) w niedzielę motywowała mnie do trzymania się w ryzach. Mój pierwszy zakres wynosi około 148 – więc ustawiłem na tą wartość alarm na tętno. Zacząłem zdumiewająco szybko 5:45/km, ale już od 1 km musiałem zwolnić. Kręciłem się wokół tętna ponad 150. Dopiero tempo tempo 6:30/km pozwoliło mi na pozostanie na wolnych obrotach. Z czasem musiałem jeszcze bardziej zwolnić – do około 7:00/km. Było to jedno z najwolniejszych człapań w historii.

Niedziela

Zapowiadane były upały nawet do 35 stopni. Próbowałem wstać przed 6:00, finalnie z łóżka zwlekłem się około 6:30. Zjadłem banana, przygotowałem izotonik włożyłem do pasa telefon i udałem się na długie wybieganie. Trasa była zaplanowana na 25km o 7:00 postawiłem pierwsze kroki.

To nie był łatwy bieg, właściwie tylko raz na trasie około 12km poczułem przez chwilę lekkość i rozluźnienie w biegu. Pierwsze 5km pokonałem w tętnie poniżej 150, kolejne 160. Próbowałem regulować tętno oddechem i spowolnieniem tempa. Niestety na niewiele mi się to zdało tętno sukcesywnie rosło. Na 15km zatrzymałem się na przerwę fizjologiczną. To też na niewiele się zdało. Około 16km tętno przekroczyło 170. Wiedziałem, że walczę już jedynie o powrót do domu a pozostało jeszcze prawie 10km… Na 18km zrobiłem krótką przerwę w marszu opróżniając ostatnią buteleczkę izotonika. Było już bardzo gorąco. Zdecydowałem się na powolny bieg poniżej 6:45/km do czasu osiągnięcia tętna 180. Nie musiałem długo czekać – 1,5km dalej Forerunner pokazał tętno 181. Koniec – czekał mnie 4km spacer na skróty do domu. Tętno w trakcie spaceru spadło do 150. Na koniec ostatni odcinek – 0,5km pokonałem truchtem, żeby rozruszać zastałe nogi.

Po raz pierwszy zostałem pokonany przez dystans. Tego mogłem się spodziewać – powrót po tak nieregularnych treningach nigdy nie jest łatwy. Od wtorku będę mógł wreszcie powrócić do mocniejszych treningów. Kluczowe będzie kolejne długie wybieganie. Jeśli uda mi się utrzymać tętno w znacząco przybliżę się do startu w maratonie 🙂

About the author

Archiwa