4km – Pacemaker

22 Views Comment Off

4km – Pacemaker

Nie wierzyłem własnym oczom. Czyżbym znowu przesadził z tempem na początku? Na to wyglądało. Zbliżałem się do niego bardzo powoli – więc uznałem, że to moje docelowe tempo. Czułem się w nim naprawdę dobrze: oddychałem spokojnie, nogi pracowały równym rytmem. Obiecałem sobie, że będę go pilnował i nie będę wyprzedzał. Minęliśmy pierwszych bębniarzy a mi zaczęły lekko wysychać usta.

Będąc już na wyciągnięcie ręki od pacemakera wpadłem na punkt odżywiania i popełniłem dwa błędy debiutanta. Po pierwsze: zatrzymałem się przy pierwszym stoliku, gdzie obsługa nie nadążała z napełnianiem kubeczków. Po drugie: Chwyciłem niecałe pół butelki i starałem się wypić całą zawartość. Wystartowałem do biegu w trakcie niego sporymi łykami zacząłem pić Powerade. To było zdecydowanie za dużo jak dla mnie. Na podbiegu na Most Gdański szybko zrobiło mi się niedobrze. Wydaje się, że jeszcze niestrawione śniadanie zmieszało się z mdląco – słodkim smakiem izotonika. Wyrzuciłem resztkę napoju na ulicę uważając by nikogo tym nie oblać. Słyszałem historie o wymiotujących izotonikiem maratończykach. To nie wydaje być się trudne do osiągnięcia.

Na Moście Gdańskim minęliśmy drugą już bramka pomiaru czasu(6km). Byłem ciekawy czy moi rodzice śledzili moje poczynania za pomocą wysłanego mailem linka. Zbieg z mostu podziałał kojąco. Uspokoiłem oddech. Będąc już na dole mozolnie odrabiałem metry dzielące mnie do balonika. Minąłem 7km – to jedna trzecia dystansu a ja nie czułem się w pełni sił. Nadrobiłem stracony dystans na dopiero na wysokości Mostu Śląsko – Dąbrowskiego. Trzy kilometry pogoni po przystanku na pierwszym postoju. Na pewno kolejny muszę zrobić szybciej.

About the author

Archiwa